środa, 25 lipca 2012

lód - manna

Jednak z góry wydał rozkaz chmurom *
i bramę nieba otworzył.
Jak deszcz spuścił mannę do jedzenia, *
podarował im chleb niebieski.

U mnie było prawie podobnie. Otóż, podczas urlopu nastały wielkie upały, a my z małą turystyczną lodóweczką pojechałyśmy właśnie na działkę. Zimą nasza działkowa lodówka popsuła się.
[baj de łej - dwa dni temu zrobiłyśmy z niej regalik]:)
Ale wracając do początku lipca i upałów. Po jednym dniu oczywiście lodóweczka turystyczna nie nadawała się do użycia, a produkty w niej umieszczone traciły swą świeżość z godziny na godzinę. Drugiego dnia na kilka godzin pojawili się sąsiedzi, którzy schłodzili nam taki specjalny wkład do lodówki. Jednak upały trwały nadal, więc pomogło to na krótko.
Trzeciego dnia, kiedy odnawiałyśmy figurkę Matki Bożej (zdążyłam ją pomalować farbą), przyszła sobie taka mała, ciemna chmurka. Zagrzmiało i z nieba poleciał grad wielkości grochu i fasoli.
 Długo nie myśląc wyskoczyłam na zewnątrz domku i nazbierałam cały garnek tego lodu z nieba. I cieszyłam się nim prawie jak Żydzi manną na pustyni. Dzięki temu dotrwałyśmy kolejne dni, a nasze porodukty żywnościowe zachowały świeżość (brzmi jak w reklamie! ;) ).
Tak to właśnie Pan Bóg o nas się troszczy:)
Zawsze wie czego nam trzeba. Czasem działa z mocą grzmotów, czasem delikatnością łagodnej ciszy.
Trzeba tylko wyostrzyć oko i ucho na Bożą obecność w codzienności!! 

wtorek, 24 lipca 2012

Wracam do biegu po falach.
Myślę, że warto jest po prostu spisywać sobie to co dzieje się w duszy, jak Pan Bóg działa z mocą i delikatnie :)
Jak będą gorsze dni, zawsze będę mogła tu zajrzeć i przypomnieć sobie tą Bożą czułość wobec nas...