poniedziałek, 17 lutego 2014

zaginione w niepamięci


Spacerując po Warszawie można minąć wiele miejsc, kryjących tyle ciekawych historii, nie wiedząc o tym w ogóle.
Można przeczytać czasem napis na jakiejś tablicy, przyczepiony do ściany budynku, na pamiątkę zdarzenia, bądź zamieszkania znanej persony.
 A co jeśli takiej tablicy w ogóle nie ma. A może zdarzeń było kilka i potrzeba więcej tablic?
Zdarzenia nikną w niepamięci, osoby kiedyś znane, stają się całkowicie obce z nazwiska.
Zdawać by się mogło, że historia budowana jest tylko na zdarzeniach, do których potrafi sięgnąć nasza pamięć...

A jednak są ludzie, którzy widzą w miejscach więcej niż tylko ulice, kamienice, parki. Którzy potrafią podrążyć głębiej w zakamarkach informacji o stolicy, którzy także chcą te wyciągnięte z niepamięci chwile, przedstawić innym ludziom. Takie dwie osoby poprowadziły mnie przez moje miasto odkrywając historie prawdziwe i domniemane, życiorysy pełne anegdot i zabawnych, bądź tragicznych finałów. Zobaczyłam Warszawę króla Stasia i miasto kabaretowej estrady Qui Pro Quo.
Jak dla mnie to uczta, w której zaczęłam właśnie smakować:)
Bo jak tu nie spojrzeć z ciekawością na chociażby ul. Senatorską, niemego świadka rzekomego porwania króla Stanisława Augusta, czy tajemniczej śmierci księcia Michała Poniatowskiego prymasa I Rzeczpospolitej, albo udanej akcji AK - Góral w 1943 r (do czego jeszcze wrócę w innym wpisie), czy zdobywania Pałacu Blanka oraz śmierci powstańczej K.K. Baczyńskiego?
Wszystko to w okolicach dzisiejszego pl. Teatralnego, który wcześniej był zabudowany kamienicami z apartamentami zwany Marywil, zanim w latach 30-tych XIX w powstał gmach teatru.
Sam teatr był świadkiem egzekucji ok 200 osób w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego.
A co działo się wcześniej?
Sławę zdobywał tam aktor Alojzy Fortunat Żółkowski, najbardziej i uwielbiany artysta stołecznej sceny, na którego pogrzeb w 1889 r przyszła 1/4 Warszawy (miał wielbicieli pośród arystokracji, zwykłych  rzemieślników i studentów).

Najpopularniejszy aktor stolicy XIX wieku.
 
A co działo się później? Na przykład występ, już w XX wieku, na scenie operowej najbardziej znanej polskiej tancerki, która klasyczną tancerką nie  była, ale jej temperament i akrobatyczne możliwości zachwycały na całym świecie. Była to Loda Halama, której występy w Carmen, ratowały budżet Teatru Wielkiego, chociaż sama artystka miała większą gażę niż dyrektor.
I dziś podobnie działają teatralni marketingowcy, angażując celebrytów do jednej chociaż sceny...

Gdy na scenę wychodziła Loda, brawa były tak rzęsiste, że zastygała w ukłonie na długo, aż nastąpi cisza i w takty muzyki będzie mogła tańczyć.
Pamiętam z własnego już przeżycia, gdy takowa sytuacja pojawiała się na tej samej scenie, gdy wychodził na nią Jan Kobuszewski w operetce "Zemsta nietoperza". Brawa rozpoczynały się jak tylko widzowie zobaczyli pana Jana, nie dając mu nawet rozpocząć gry :)
 
 Ale wracając do spaceru...
Idąc dalej Senatorską, odkrywamy znów coś zaginionego - Galerię Luxemburg. Już jej nie ma, ale przed wojną był tam hotel Grand, sala kinowa, galeria pełna sklepów, kawiarni - miejsce tętniące życiem. Dziś nie ma śladu po galerii. Powstała tam ul. Canaletta z  brzydkimi blokami mieszkalnymi...
 
Galeria Luxemburg
 
W piwnicach Galerii Luxemburg mieścił się długi na 100m tor do jazdy na wrotkach.
Właśnie w tych podziemiach powstał najbardziej znany przedwojenny kabaret Qui pro quo, gromadzący  znanych artystów scen warszawskich i filmowych. To tam można było posłuchać przebojów "Miłość ci wszystko wybaczy", "Już nie zapomnisz  mnie". Tam swą premierę miał skecz - znany nam z innego wykonania, powojennego kabaretu Dudek - Sęk.
 
Świat, który był jak sen, który minął...
 
Podążając Senatorską do pl. Bankowego, docieramy do Pałacu Mniszchów.
 
Tu przez pewien czas mieszkał niemiecki poeta, kompozytor i rysownik Ernst Theodor Amadeus Hoffmann, twórca między innymi "Dziadka do orzechów". Ciekawostką dla mnie była jednak informacja, że jako urzędnik miał za zadanie nadania zamieszkującym to miasto Żydom niemiecko brzmiących nazwisk. Nadawał je zresztą w zależności od humoru i tego, czym się zajmował. Stąd też takie nazwiska jak Eisenbaum (żelazne drzewo), Goldberg (złota góra).
 

Jest to tylko część odkrytych historii jednej ulicy. A przecież każda kamieniczka, kościół, figurka, mają jakąś ukrytą historię. Tragiczną, bądź komiczną...
Zatem w niedziele czas wybrać się na kolejne odkrywanie zaginionych postaci i zdarzeń :)
 
Tymczasem oddajmy głos najbardziej znanej tancerce międzywojnia :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz